wtorek, 12 listopada 2013

Leniwa sobota w Tbilisi, czyli międzysąsiadowa integracja gruzińsko-polsko-irańsko-amerykańska :)

W minioną sobotę zostaliśmy zaproszeni przez gospodarzy na intergacyjne ognisko z tradycyjnym gruzińskim szaszłykiem w tle. Konsumpcji mięsa musieliśmy naturalnie odmówić co nie znaczy, że siedzieliśmy głodni :) Dla nas były pieczone kartoszki ze swańską solą i inne przysmaki. Bardzo podobało mi się zrozumienie naszego wegetarianizmu: zero zdziwienia i zbędnych pytań. Najważniejsze było spotkanie i bycie razem :) Były toasty za spotkanie, za rodziców, za "świat bez granic"... Gaumardżos! 
4 narodowości przy jednym stole :) 

Gruzińscy gospodarze: "wszystko co najlepsze dla gości". Do tego uśmiech, toasty a przede wszystkim pozytywna energia i troska:) Wspaniali ludzie. Czuję się jak w domu.

Dla mięsożerców szaszłyki pro gruzińsku... a na ogniu Czacza :)

Wegusie także nie pozostawały w tyle: sery, sałatki, chleb szoti, sos tkemali i pieczone ziemniaki :) Do popicia kilka rodzajów domowego wina no i oczywiście czacza :)

Polski akcent na gruzińskim stole, czyli sałatka jarzynowa mojego autorstwa :) Smakowało!


Nyabinghiodkuchni razem z "Tetri" - swoim gruzińskim ulubieńcem
wpatrzonym w szaszłyki jak w obrazek :) :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz